poniedziałek, 4 kwietnia 2016

"Słowotworzenie"

Kiedy studiowałam wczesną edukację często miałam miliony pytań typu "Ale jak?" "Dlaczego?" "W jaki sposób?" - przekazać wiedzę moim potencjalnym uczniom. Pytania te niestety często- gęsto były ignorowane, zbywane, wyjaśniane pobieżnie...
Kiedy zaczęłam uczyć byłam bardziej przerażona niż moi pierwszoklasiści i do tego nie bardzo miałam kogo pytać, bo:
a) to JA byłam nauczycielem,
b) człowiek nie ma najmniejszej ochoty się kompromitować przed współpracownikami niewiedzą,
c) czasem nawet nie wiedziałam o co spytać, tyle miałam wątpliwości...
Na szczęście w pierwszym roku trafiłam na Panią Małgosię, która zawsze mi mówiła "pytaj, pytaj, pytaj! Nawet jeśli wydaje ci się, że się ośmieszysz!" Pani Małgosia przekonała mnie, że czasem rzecz oczywista dla nas jest wielką tajemnicą dla innych.
Dzięki niej przełamałam się i pytałam czasem nieśmiało...
Jednak dużo rzeczy, które robię i sposobów pracy zrodziło się przez te wszystkie lata we mnie :] Czasem same z siebie, czasem po modyfikacji czyjegoś pomysłu.

Ale, do rzeczy.
Uwielbiam zabawy słowne/ literowe. Przekazuję to też dzieciakom. Już od pierwszej klasy, gdy tylko poznajemy litery bawimy się w układanie wyrazów z liter innego wyrazu. Obecnie w drugiej klasie taka zabawa przybiera formę pracy samodzielnej i na zachętę do myślenia konkursu :]
Dzisiaj układaliśmy słowa z wyrazu MAŁGORZATKA :]
Pierwsze miejsce zajęła Marta z wynikiem 40 wyrazów!
Ale, najbardziej mnie cieszą słowa układane przez dzieciaki.
Pomijam banalne KOTy, MAŁGORZATy, czy ŁATKi.
Moimi dzisiejszymi faworytami są GORZAŁKA i KAŁAMARZ!
Przyznaję, że na gorzałkę sama nie wpadłam :]

środa, 30 marca 2016

Prezent...

Klasa druga szkoły podstawowej...
Iza mówi do mnie podekscytowana:
-Wie pani, moja mama ma dziś urodziny!
- O, to pięknie! W czasie wolnym (dzieciaki w czasie moich całodziennych zajęć zawsze mają ok. 15-20 min. czasu na pracę twórczą/ indywidualną- nazywana ładnie "czasem wolnym" :] ) możesz przygotować laurkę dla mamy. Dam Ci naklejki, kolorowy papier jeśli chcesz.
- Eee, nie... z laurki się nie ucieszy. Zawsze wyrzuca. Dam jej 10zł. Myśli pani, że to wystarczy? - po chwili namysłu sama sobie odpowiada- Nie, to za mało. Dam jej dwadzieścia...

Po tej rozmowie straciłam wiarę w ludzi... Na szczęście tylko w tych dorosłych, nie wszystkich, na chwilę, ale jednak...

Jak się pracuje...

Obecnie uczę drugą klasę. W związku z "polityką" mojej szkoły jest to już trzeci rok naszej znajomości, gdyż "idziemy" systemem 0-III. Ma to swoje plusy i minusy. Plusy są takie, że dzieci przychodząc z przedszkola (95%)lub z domu (5%) trafiając do szkolnej "zerówki" oswajają się powoli i spokojnie z systemem pracy i bytowania w szkole mając jedną "panią" przez kilka lat- nie ma "szoku" corocznej zmiany, choć nie kryjmy się- dzieci przechodzą to znacznie szybciej i spokojniej niż większość rodziców :] Słyszą dzwonki, gwar na przerwach i sami chcą w tym jak najszybciej uczestniczyć (co ciekawe "miłość dzieci do wychodzenia z klasy na przerwę mija mniej więcej po trzech dniach uczestniczenia w nich, więc około 4 września w I-szej klasie słyszysz chóralne "Mooożemy zostaaać?"
Minusy są takie, że "zerówka" to "orka na ugorze" dla nauczyciela szkolnego. Podziwiam Panie pracujące w przedszkolach. Serio. Miałam okazję tam pracować i mimo pozornych podobieństw różnica jest kolosalna... Kolejnym minusem jest zmiana systemu pracy i "traktowania" po przejściu z etapu "0" do I. No bo pierwsza klasa to już nie zabawa w przedszkole i pani nagle wymyśla jakieś dziwne inne zasady typu ławki, przerwy-lekcje, zadania domowe itp. Nagle zamiast pierdyliona klocków i puzzli pojawia się zylion książeczek, dodatkowych kart pracy z rebusami, zadaniami, zagadkami i samoprzylepnych karteczek.
To ciężka sprawa przejść z zerówki do pierwszej klasy... Oj, tak.
Zwłaszcza dla nauczyciela- w końcu niełatwo odrodzić się z popiołów...

środa, 23 marca 2016

Punkt widzenia

Pracę w szkole zaczęłam dość wcześnie, bo zaraz po licencjacie. Zaczęłam pracować w zawodzie w wieku 21 lat.
W drugim roku pracy miałam pewną klasę trzecią, czyli grupkę dość bystrych i ciekawych świata dziesięciolatków. Odbyłam wtedy taką rozmowę:
Darek: Proszę Pani, a dlaczego nie ma pani obrączki?
Ja: Bo nie mam męża.
D: A dlaczego?
Ja: Bo jestem jeszcze za młoda.
mierzenie mnie przez Darka od stóp do głów- dosłownie, chwila namysłu...
D: Pfff... Wcale nie jest pani za młoda!

piątek, 18 marca 2016

bułeczka

Sytuacja taka: czas wolny czyli śniadanie, zabawa, rozmowa itp...
Asia-Pani Izooo! Bo ja bym tak bardzo chciała teraz zjeść moją bułeczkę z dżemem...
Ja- to zjedz kochana, przecież właśnie teraz jest na to czas.
Asia- Ale nie mogę... (usta w podkówkę).
Ja- Ale dlaczego?
Asia- Bo już ją zjadłam....

Jak "kobieta pracująca"- żadnej pracy się nie boję ;]

Kiedy zaczynałam pracę i ktoś mnie pytał "kim jestem" (w sensie zawodu, nie jestestwa i filozofii) odpowiadałam
- nauczycielką edukacji wczesnoszkolnej (czyli jesteś przedszkolanką?)
- nauczycielem klas I-III (no, ale czego konkretnie uczysz?)
-nauczycielem (patrz jak wyżej...)
A potem pojawiało się wyjaśnianie, że nie jestem przedszkolanką, nie uczę konkretnego przedmiotu, uczę wszystkiego. WSZYSTKIEGO! Nie tylko literek i cyferek, nie tylko o zwierzątkach i roślinkach. Uczę wszystkiego!
Uczę miłości i szacunku do książek i literatury.
Uczę jak włożyć rzeczy do plecaka, by się zmieściły.
Uczę myślenia i rozsądnego spojrzenia na świat.
Pokazuję jak obrać banana.
Pokazuję jak i po co starać się być dobrym człowiekiem.
Tłumaczę dlaczego nie należy wkładać ołówka w ucho albo do nosa.
Mówię dlaczego warto malować, rysować i oglądać dzieła sztuki.
Uczę jak gwizdać na palcach.
Uczę jak wyrażać własne zdanie i szanować przy tym zdanie innych.
Uczę jak pisać wiecznym piórem, ale też jak obsługiwać "google".
Tłumaczę, że nie wolno bić kolegi, bo ma smaczniejsze śniadanie.
I wiele, wiele innych...

I tak po wielu latach doszłam do wniosku, że już wiem co odpowiadać. JESTEM PANIĄ OD WSZYSTKIEGO. Jak Kwiatkowska w "Czterdziestolatku" :]






czwartek, 17 marca 2016

Dzieeeń dooo-bryyyy!

Jestem belfrem.
Kimkolwiek innym chciałabym i starałabym się być i tak wychodzi ze mnie "belfrostwo".
Człowiek stara się zapomnieć, nie myśleć, nie rozmawiać, ale jeśli jesteś belfrem to nawet z przyjaciółmi przy piwie i kiełbasce z grilla twa złowieszcza natura w końcu wylezie na wierzch...
Zawsze ktoś mimochodem, niechcący, zupełnie niezobowiązująco rzuci niewinne: "a co w pracy?" "a ty masz wakacje?" " polecisz jakąś szkołę?" i wiele innych podobnych. A wtedy mózg belfra przełącza się na jeden temat- bez jego chęci, zgody i udziału. To silniejsze od nas- belfrów. Słysząc słowo "SZKOŁA" stajemy się czujni jak surykatki. Jesteśmy uwarunkowani. Pewne pytania, a czasem nawet tylko pojedyncze słowa włączają w nas "tryb pracy". I nie ma już znajomych, kumpli- wokół nas wszyscy stają się nagle uczniami, którym należy obwieścić kolejną "prawdę". Zapominamy o uroczystości, okazji, lampce wina stojącej przed nami. Znajdujemy się po raz kolejny w klasie, z umysłami, którym należy przekazać wiedzę.
To trudne... Serio, my belfrowie nie robimy tego specjalnie. Wcale nie chcemy Wam- znajomym, rodzinie, kolegom ciągle czegoś tłumaczyć, wyjaśniać, udowadniać i przedstawiać.

Stare chińskie przekleństwo mówi podobno "Obyś cudze dzieci uczył".

Jestem belfrem.
To nie tylko zawód.
To wyzwanie, błogosławieństwo, przekleństwo....
Bycie belfrem, to stan duszy.